Na rynkach panuje inwestycyjna posucha, jednak światowe indeksy powoli pną się w górę. Inwestorzy kupują akcje rynków wschodzących.
Po wzroście o zaledwie 0,12 proc. amerykański indeks S&P500 ustanowił najwyższy poziom w (jeszcze) 2009 r., 1127 pkt. licząc w cenach zamknięcia. Symboliczny zysk podyktowany był tylko i wyłącznie resztką dobrych nastrojów, która pozostała inwestorom w starym roku – w kalendarzu nie było bowiem żadnych istotnych danych makroekonomicznych. Także w otoczeniu rynkowym nie pojawiły się żadne kluczowe informacje.
Nie przeszkadza to inwestorom w kupowaniu akcji, szczególnie rynków wschodzących. Firma EPFR Global monitorująca przepływy środków w funduszach na świecie podała bardzo interesujące dane: w ubiegłym tygodniu (kończącym się 23 grudnia) do funduszy emerging markets wpłynęło aż 1,7 mld dol., podczas gdy w poprzednim tygodniu było to prawie trzy razy mniej. Daje to ponad 80 mld dol. zainwestowanych w te produkty od początku roku. Dla porównania w kryzysowym 2008 r. saldo było ujemne i wynosiło -48 mld dolarów.
Nic dziwnego, że np. brazylijska Bovespa pnie się w górę i jest naprawdę niedaleko historycznych szczytów (ok. 8 proc.). Także GPW nieco zyskuje dzięki zainteresowaniu inwestorów rynkami wschodzącymi, choć oczywiście w o wiele mniejszych stopniu niż Azja czy Ameryka Południowa. WIG20 wyszedł wczoraj ponad poziom 2400 pkt., co teoretycznie jest ważnym krokiem ku tegorocznym maksimom. Z drugiej strony płytkość rynku (1,1 mld zł obrotów) sprawia, że wzrosty nie są ?pełnowartościowe”.
Względny spokój panuje także na rynku walutowym. Na głównej parze EUR/USD trwa niewielka korekta wzrostów dolara, zyskuje euro. Wydaje się jednak, że kurs pozostanie do końca roku w okolicach 1,44. Na wartości zyskuje także złoty, choć i tu poziomy jeszcze sprzed świąt powinny zostać zachowane: okolice 2,9 zł za dolara oraz 4,15 zł za euro.
Paweł Satalecki, Analityk Finamo